Niestety bez punktów zakończyły weekend dwa zespoły Młodzików Szkoły Futbolu. O ile pojedynek pierwszoligowy pokazał, że zespół poczynił postępy i na tle bardzo silnego rywala, jakim bez wątpienia są Błękitni Wronki chłopcy pokazali zaangażowanie, determinację i wolę walki, o tyle pojedynek drugiego zespołu zapamiętamy na pewno bardzo długo i sztab szkoleniowy wyciągnie z tego meczu wiele cennych wniosków.
Poranny mecz z Błękitnymi już był niezwykle trudną przeprawą tym bardziej, że od samego początku wiadomo było, że drużyna trenerów Mikołaja i Marcina zagra bardzo osłabiona – bez Mikołaja Odachowskiego, Antka Adamczewskiego, Filipa Antczaka i Bruna Józefiaka – Piroga, a zatem bez czterech bardzo ważnych zawodników. Znacząco ograniczało to trenerom pole manewru i zmusiło do pewnych przesunięć w wyjściowym składzie.
Świetnie zorganizowani goście zepchnęli od początku Szkołę Futbolu do defensywy, ale dzięki ambitnej i bardzo dobrej grze gospodarzy niewiele z tego wynikało, choć gra toczyła się głównie na jednej połowie. Znakomicie poczynał sobie Jan Zawal, który jak na kapitana przystało świetnie kierował zespołem i walczył za dwóch, przerywając wiele akcji rywali. Sekundowali mu Kacper Korczyk, Piotr von Oppeln Bronikowski i Maksymilian Celka, dzięki czemu przyjezdni nie mieli wiele klarownych okazji do zatrudnienia Michała Krawczyka.
Szkoła Futbolu za to groźnie kontratakowała, co mogło się podobać kibicom – najpierw po ładnej akcji strzelał Jan Zawal (niestety za słabo), a chwilę później potężna bomba Kacpra Korczyka zatrzymała się na poprzeczce. Wydawało się, że pierwsza połowa zakończy się bezbramkowym remisem, ale wtedy jeden jedyny błąd defensywy wykorzystali Błękitni i w ostatniej akcji tej odsłony wyszli na prowadzenie.
Po zmianie stron, wraz z upływem czasu, obraz gry ulegał zmianie – Szkoła Futbolu coraz odważniej atakowała, szukając swoich szans. Świetnie grał Jan Szwabig, który pokazał, jak ogromne postępy poczynił ostatnim czasem. Cóż z tego, skoro goście bez skrupułów wykorzystali błąd popełniony przez obrońców i po dośrodkowaniu z lewej flanki zdobyli kolejnego gola.
Co pocieszające, końcówka należała do gospodarzy, którzy nie mając nic do stracenia rzucili się do ataku, dążąc do zdobycia gola kontaktowego. Mimo zmęczenia były ku temu okazje – najpierw niecelnie strzelał Rafał Nowaczyk, a chwilę potem piłka jedynie prześlizgnęła się po bucie Marcela Kaczmarka, co wywołało jęk zawodu na trybunach. Ostatecznie, po niezłym meczu, Młodzicy uznali wyższość Błękitnych, którzy, jak przystało na lidera, pokazali dojrzały, skuteczny i ładny dla okaz futbol – wielkie gratulacje!
Wszystkie te wydarzenia bledną jednak wobec tego, co wydarzyło się na meczu drugiego zespołu. Trener Mikołaj zawsze podkreśla, że gra w tej drużynie to okazja do zebrania doświadczenia, a także przepustka do ekipy występującej w pierwszej lidze. Po sobotnim pojedynku nie dość, że nikt tej przepustki nie wywalczył, to jeszcze kilku zawodników zamknęło przed sobą drzwi na klucz, zatarasowało krzesłem, a dla pewności (żeby tylko trenerzy nie wpadli na pomysł powołania) obwinęło klamkę łańcuchem.
Trener Marcin kiwał z politowaniem głową, a trener Mikołaj jakimś cudem opanował wybuch frustracji. Cóż bowiem można powiedzieć, gdy zespół złożony z graczy, którzy na treningach prezentują naprawdę dobrą dyspozycję, przegrywa do przerwy w fatalnym stylu 0:3. Stracone gole to popis nonszalancji, a ostatnia, samobójcza bramka strzelona przez nieatakowanego przez nikogo zawodnika to już podsumowanie tego, co działo się w pierwszej połowie.
Po zmianie stron gra wyraźnie się zmieniła, Szkoła Futbolu nie schodziła z połowy rywali, a kolejne akcje sunęły na ich bramkę. Dwa zdobyte gole to jednak za mało by myśleć o zdobyciu choćby punktu i w ten sposób Młodziki Starsze zakończyły weekend bez zdobytych punktów. Co zawiodło? Czego zabrakło?
Trenerzy po meczu wypowiedzieli się bardzo jasno – przede wszystkim zabrakło zaangażowania i konsekwencji w grze. Chaos, jaki towarzyszył poczynaniom Szkoły Futbolu, biegunowo odbiega od wpajanych przez trenerów zasad działania i poruszania się. Gracze nie realizowali założeń i zadań, licząc chyba na to, że rywale sami sobie strzelą gole lub oddadzą punktu wielkim gwiazdom lubońskiej piłki. Niestety, blask tych gwiazd chyba nikogo nie oślepił, bo wynik mówi sam za siebie. Trzeba wyciągnąć wnioski i zamiast narzekać, wziąć się do solidnej roboty.